niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział VI

Cześć kochani!
No wiec jak ostatnio obwieściłam - powracam. No i tu macie rozdział. Jestem z niego całkiem zadowolona. Jakby ktoś nie ogarnął (tak, jak ja) to tym małym kosogłosem, po prawej przesuwa się post, żeby dalej czytać. :} Ostrzegam, że w tym rozdziale mogą pojawić się przekleństwa!
No dobra, bez przeciągania: czytajcie do końca, bo warto.  ♥
I'm a supergirl. And supergirls don't cry
 Budzę się pod zielonymi koronami drzew. Słyszę śpiew ptaków, czuję jak moją twarz owiewa ciepłe wiosenne powietrze. Pod głową czuję źdźbła trawy smyrające mnie po karku. W głowie wciąż brzmi mi kołysanka. Nie wiem gdzie jestem, ani jak się tu znalazłam. Nie wiem. Nie chcę wiedzieć. Jest mi dobrze. W mojej głowie pojawia się myśl może umarłam? Nie mów głupot Katniss! To przecież nie możliwe. Pewnie wszystko co się stało było snem, a teraz leżę w lesie nieopodal domu, zaraz wstanę i pójdę do Peety. Potem zaniosę Haymitchowi chleb - zobaczę czy przeżył kolejną noc, czy może schlał się na śmierć. Układając w głowie plan dnia zapominam o całym świecie, kryję się w swoich myślach. Z błogiego stanu wyrywa mnie dopiero krzyk. Pewnie mi się przesłyszało. Wciąż mam traumę po Głodowych Igrzyskach. Jak dobrze jest myśleć, że one już nie wrócą... Strzał z armaty.
- Spokojnie Katniss. To tylko ci się wydaje. Leżysz bezpiecznie w Dwunastce. Jesteś bezpieczna! - Próbuję wierzyć samej sobie. Ostatnie zdanie prawie wykrzykuję. Wciąż leżę w bezruchu. A może zwycięstwo, powrót i cała reszta zdarzeń były tylko snem? Może nigdy nie wydostałam się z areny 74 Igrzysk? 
 W tym momencie coś uderza w moje ramię niczym pocisk armatni.
- Katniss ty... brak mi słów! - To Johanna. Ma rękę zalaną krwią. - Wylegujesz się tu jakbyśmy były na łące!
- Ale... - Chcę zapytać co się dzieje jednak Mason ciągnie mnie i wsadza w rękę luk. Na jej plecach widzę kołczan pełen strzał.
- Biegniemy Ciemna Maso! Potem ci to wyjaśnię. - Podążam więc za nią bez słowa. Raz tylko odwracam się i próbuję strzelić w jakąś kobietę, jednak po jednym niecelnym strzale poddaję się i po prostu biegnę za dziewczyną.
 Po parunastu minutach męczącego biegu ktoś spycha mnie w krzaki i zatyka usta. Patrzę na twarz - nie znam tej kobiety, choć jej twarz jest mi znajoma - ma brązowe włosy, zielone oczy, gdzieś około 20 lat. Widzę też Johannę. Domyślam się, że są sojuszniczkami. Domyślam się, że jesteśmy na igrzyskach. Ale czy jestem aż tak oszołomiona, aby zapomnieć paradę trybutów, prezentacje i całą resztę tego zbędnego zamieszania? Johanna bezgłośnie nakazuje dziewczynie mnie puścić, a mi żebym poszła za nią. Nieznajoma szepcze mi do ucha "Witaj, jestem Annie" i idzie dalej. Przedzieramy się przez dzikie krzewy. Całe, nasze ręce i nogi są już zakrwawione i poszarpane jak stary materiał. Mamy na sobie jednoczęściowy strój, z krótkimi rękawami i nogawkami do połowy uda. Do tego wysokie buty, gdzieś do połowy łydki. Zastanawiam się kto projektował te stroje i jak wyglądają w nich mężczyźni. No właśnie - mężczyźni! Postanawiam podjąć temat ich nieobecności, zwłaszcza, że dochodzimy do polany, na której mam zamiar odpocząć.
- Czy zastanowiło was, gdzie są chłopcy z naszych dystryktów? - zaczynam ostrożnie, żeby nikomu się nie narazić.
- A co, już zaczynasz tęsknić za tym swoim Peetą? - Johanna rzuca mi jadowite spojrzenie. Przypominam sobie, jak mówiła o tym, że nikogo już nie kocha.
- A przyszło ci na myśl, że ten mój Peeta zna moją taktykę i jesteśmy dla niego idealnymi ofiarami? - Staram się ukryć fakt, że przy nim czuję się bezpieczniej.
- Nie skrzywdziłby cię. - zaczyna spokojnie Annie - Tak samo jak Finnick nie skrzywdziłby mnie.
- Ludzie podczas igrzysk się zmieniają i są zdolni do wszystkiego. - Ofukuje nas Jo. Wydaje mi się, że ktoś musiał ją kiedyś skrzywdzić. Bardzo. - Są zdolni nawet do samobójstwa. - Patrzy znacząco na mnie.
- Ale może jednak warto byłoby się dowiedzieć, gdzie się znajdują? - Prawię krzyczę, zirytowana Johanną.
- Za rzeką. Są na drugim brzegu głębokiej, zdradliwej i w cholerę szerokiej rzeki. - Odpowiada tak, jak odpowiada się na pytania typu "Gdzie jest toaleta?". Bez emocji, jakby to nie miało żadnego znaczenia. W tym momencie zatrzymuje się i wbija w ziemię siekierę. Tu będziemy nocować.

***

 Po około 40 minutach siadamy na środku polany. Dookoła mnie zastawione są pułapki, a przed nami leżą 4 cudem upieczone zające, trochę jagód i malin. Żadna z nas nie sięga po jedzenie, ani się nie odzywa. Mam nadzieję, że ktoś mi wreszcie to wszystko wyjaśni. Skąd się tu wzięliśmy i...
- Johanno, wydaje mi się, że Katniss jest ciekawa tego, co się tu dzieje. Może coś jej powiesz? - Annie przerywa mój tok myśli i tym samym ciszę. - Ty wiesz najwięcej.
-  Jesteśmy na Ćwierćwieczu Poskromienia. To taka fajna gra. Wiesz na czym polega? - Widzę, że gdyby mogła zabiłaby teraz każdego, kto tylko próbowałby jej przerwać. - Kiedyś, ktoś mi powiedział, że jak wygram - będę miała spokój. Otóż nie! Jednak zmiana planów i ci cholerni ludzie postanowili jeszcze raz uprzykrzać mi życie. Genialnie, prawda? - znów nie daje czasu na odpowiedź - Wiem. Cholernie się cieszę!- Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tyle razy pod rząd powiedział to słowo - Ale wyciągnęli wnioski z zeszłych lat. Pozbyli się tego teatrzyku. Nie było żadnej parady, ani przygotowań. Po prostu porwali nas, a potem wywalili na arenę. - Wciąż boję się o swoje życie. Mason jest aktualnie istną bombą zegarową, czuję jak zaraz wybuchnie. - Pieprz się Snow, pieprzcie się wszyscy! - Krzyczy zwrócona w stronę jednego z drzew. Dobrze wie, że Snow to ogląda. A jak nie on, to któryś z jego pracowników. 
- Johanna. Starczy. Myślę, że zrozumieli. - Próbuję ją uspokoić.
- Też tak myślę. - Dołącza się Annie - Może żeby rozluźnić atmosferę, porozmawiamy o czymś milszym? - Cresta brzmi jakby siedziała właśnie na herbacie u koleżanki, ale z drugiej strony widać w niej niepokój, strach. Widać, że jest zagubiona. - Może opowiemy coś o sobie? Ja mogę zacząć. - Uśmiecha się nieśmiało. Wciąż bardzo przestraszona. Nie wiem, czy boi się Johanny, czy całokształtu sprawy.
- Nazywam się Annie Cresta. Mam 20 lat. Pochodzę z dystryktu czwartego. - Mówi to bardzo sztywno, niczym wyuczoną na pamięć formułkę. - Jestem tu z Finnickiem Odairem. - To imię. Znam je. W sumie nie powinnam się dziwić - to musi być jeden z poprzednich zwycięzców, ale sposób w jaki ona je wymawia nie pozwala pominąć tego bezmyślnie. - Kocham go. Boję się, że już go więcej nie zobaczę. - Zaczyna ciężko dyszeć, łzy płyną po jej policzkach. - Tak bardzo boję się, że już nie żyje, że jeden z tych wystrzałów był dla niego. - Widzę jak walczy ze sobą. Jak walczy o to, żeby nie dać się rozpaczy. Zbliżam się do niej i pozwalam oprzeć się o moje ramię.
- Będzie dobrze. - Szepcę, choć wiem, że Kapitol nie popełni tego błędu drugi raz. Zwycięży tylko jedna osoba. Wcześniej, czy później zmuszą nas, byśmy pozabijali się nawzajem. Mogę mieć tylko nadzieję, że jeśli zginie, zginie razem z nim.
- No dobrze. Pewnie to wiecie, ale nazywam się Katniss Everdeen, mam 17 lat i pochodzę z dwunastki. - Johanna przewraca oczami - Jestem tu z Peetą Mellarkiem. Najbardziej boję się, że znów kogoś zabiję. Mam nadzieję, że jeśli nie będziemy ze sobą walczyć, to będą zmuszeni do zakończenia igrzysk.
- Lub do zabicia nas... Nie popełnią znów tego samego błędu, i to na jeszcze większą skalę. - Mówi to, o czym myślałam. - Ja jestem Johanna Mason. Jestem z dystryktu siódmego. Sama nie wiem z kim tu przyjechałam. Nie znam imienia tego pechowca, dość możliwe, że już go zabiłam. - Wciąz nie wiem, jak udaje jej się zachować zimną krew. Nie płacze, nie krzyczy, tylko mówi, siedzi i opowiada o tym wszystkim, jakby to było codziennością. - Nie boję się, że kogoś zabiję, że zabiją kogoś, czy nawet mnie. Nie mam już nic do stracenia.
- To nie możliwe. Nie możesz tak mówić, każdy kogoś kocha, czegoś potrzebuje, coś co trzyma go przy życiu. - Mówię podniesionym głosem. Oburzona. Nie poznaję siebie. - Nie da się nie wyrażać emocji, będąc na arenie, otoczonym zabójcami, będąc zabójcą. - Czuję, że ostatni wyraz był zbyt mocny. Obawiam się, że to, co powiedziałam było moim śmiertelnym wyrokiem.
- Jestem silna. A silne dziewczyny nie płaczą. - Rzuca mi i Annie uśmiech. I nagle ciszę przeszywa melodia. Znam tę melodię.
- O Boże... - Cresta cała podskakuje. Moje serce też przyśpiesza. Jedynie silna-dziewczyna-Johanna nie wyraża uczuć. Zauważam, że zabici wyświetlani są w kolejności chronologicznej, dystryktami. Chłopak z jedynki, obydwie osoby z trójki, nikt z czwartego.
- Widzisz, wszystko jest dobrze. - Uśmiecham się niepewnie do Annie. Ja wciąż się nie uspokoiłam.
Dystrykt 9, 11...
- O mój Boże! O Bo... Nie, nie, nie.
Łzy.
Krzyk.
Panika.
Strach.
Niedowierzanie.
Nie, nie, nie... Nie, to tylko głupi żart. To sen. Próbuję okiełznać emocje. Próba kończy się niepowodzeniem. Nie mogę nabrać powietrza. Johanna bierze mnie w objęcia. "Jesteś silną dziewczyną. A silne dziewczyny nie płaczą." szepcze mi do ucha, a ja tracę przytomność.