niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział IV

I just wanna break the rules!
- KATNISS!!! -  Otrząsnęła mnie z transu głośnym krzykiem i porządnym liściem prosto w policzek.
- Auć!
- Katnis, nawet nie wiesz jak mam na imię, a nawet jeśli, to masz nie więcej niż 16 lat. Nie powinnaś się zachowywać jak stara ćpunka. - Czułam się właśnie jakby wylała na mnie wiadro zimnej wody. Takiej lodowatej, świeżej wody prosto ze strumienia. Spojrzałam na nią z jednej strony ze strachem, a z drugiej z wdzięcznością, bo w sumie to uratowała mi tyłek i nie leżę jeszcze w szpitalu z wymarłym organizmem.
- Prze... - Chciałam wyrazić skruchę, ale dostałam kolejny cios w twarz.
- Nie przepraszaj, tylko się ogarnij ty pomyłko losu. - Westchnęła z trudem, co wyraziło jej załamanie i zdziwienie zarazem. - A tak poza tym to jestem Rozalie, ale możesz mówić Roz.
- Tak właściwie to warto wiedzieć. Ale może chociaż... - Roz szybko odczytała moje zamiary i wymierzyła kolejnego liścia.
- Alkoholu nieletnim nie sprzedajemy! - zaśmiała się - Nie bądź taka naburmuszona... Dam ci się trochę napić, ale... - Przestała się śmiać i spoważniała na chwilę - to tylko dlatego, że najwyraźniej twoja sytuacja tego wymaga. - I wpadłyśmy w śmiech. Dziewczyna wyjęła z kredensu dwa kieliszki i nalała do nich bordowego napoju, który miał mi pomóc zapomnieć o Peecie. Nie mogłam pozbyć się głupawego wyrazu podniecenia z twarzy.
- Uspokój się młoda... - Znów się zaśmiała. W sumie to co chwila się śmiała i nie wyglądała na taką, która parę tygodni wcześniej straciła miłość swojego życia. Wzięłyśmy do rąk kieliszki i wzniosłyśmy toast. 
- Za złamane serca! - Powiedziałam pewnie.
- Oh... Więc o to chodzi! O miłość! Czyżby twoja miłość obraziła się za to co działo się na arenie?
- Podniosła brew i przełknęła resztkę wina, której o mało co nie wypluła mi prosto w twarz. 
- Ty za dużo już o mnie wiesz! Bez sensu... I nie, nie miałam miłości i obawiam się, że już nigdy więcej nie będę umiała się zakochać...
- Czyli "więcej". Więc coś tak jednak było! - Roz zaczęła bawić się w detektywa moim kosztem i zaczęłam się zastanawiać, czy to jej pierwszy kieliszek dzisiaj.
- Yghhh... Tak. Coś BYŁO i szybko się skończyło.
- Pięknie rymujesz na ten temat. Nie bądź tak smutna, bo się upijesz na smutno, a to nie o to chodzi. - Pociągnęła mnie za rękę i włączyła muzykę. - Zapraszam cię do tańca, panno Everdeen. - I zaczęłyśmy kręcić się w koło, skakać i robić inne szalone figury taneczne. A kiedy byłyśmy już zmęczone i upite po drugiej butelce wina padłyśmy na ziemię i zaczęłyśmy się śmiać. Minęło jakieś dziesięć minut i umierałybyśmy ze śmiechu dalej gdyby nie telefon.
- Odbiorę! - Rozalie podskoczyła zwinnie i podbiegła do stolika, na którym leżał telefon stacjonarny. - Hallo? - Odebrała wciąż pękając ze śmiechu - Katniss? Tak już ją daję. - Podeszłam i przejęłam słuchawkę.
- Tak?
- Katniss, gdzie ty się podziewasz? - Znajomy mi, zatroskany głos zabrzmiał w telefonie.
- Spokojnie, kochany! Ja się bardzo dobrze bawię z koleżanką w dwójeczce. 
- Katniss, czy ty się upiłaś? 
- Hej, hej, hej... Ja tylko chciałam się pobawić. Jeden kieliszek nie zaszkodzi! - Spojrzałam na Roz, która pomachała mi dwoma pustymi butelkami, prze co zaczęłam znów się śmiać. 
- Ugh... Czy ty nie możesz chociaż jednego dnia posiedzieć w domu?!
- Od szesnastu lat siedziałam w domu, więc teraz zwiedzam świat! A tak poza tym nie bądź taki sztywny. Nigdy nie chciałeś się zabawić? - Zaległa niezręczna cisza.
- Nigdzie się z tego miejsca nie ruszaj! Jutro po ciebie będę.
- NIE! Nie ma takiej opcji. Nie chcę tam wracać i uszanuj moje zdane. Nigdzie się stąd nie wybieram, ani sama, ani z tobą.
- Dobra Katniss. Porozmawiamy o tym jak wytrzeźwiejesz. - I w słuchawce rozległo się piszczenie, na znak, że mój rozmówca zakończył połączenie.

***

Cześć miśki! Dzisiaj tylko tak przejściowo, bo w tygodniu chcę dodać coś "extra". Zadowólcie się tym! ;*

1 komentarz:

Każdy komentarz to dla mnie wielkie szczęście! Bądź dobrym czytelnikiem - komentuj!